Wysiadłam na przystanku 100 metrów od szpitala. Na miejscu
byłam już po około 5-10 minutach. Kiedy weszłam do pokoju, w którym powinna
leżeć moja mama był pusty. Łóżko czekało na nowego pacjenta razem z szafką
nocną. Przeraziłam się. Wyszłam, żeby zobaczyć czy weszłam do dobrego pokoju i
okazało się, że nie pomyliłam się. Zaczęłam szukać lekarza. Byłam cała
roztrzęsiona, a po głowie chodziły mi najokropniejsze scenariusze.
Nagle
wpadłam na lekarza doktora Richardsa, który opiekował się moją mamą.
-O… Dzień dobry Lucy. – przywitał mnie łagodnym, lecz przybitym głosem.
- Dzień dobry… - odpowiedziałam zasapanym głosem – Gdzie jest moja matka?
Doktor przyjął poważną minę i powiedział do mnie smutnym głosem:
- Lucy… jak ci to powiedzieć? – zaczął – Twoja matka… zmarła dziś nad ranem… Bardzo mi przykro.
Osłupiałam.
- Jak… jak to?! To… to nie możliwe! Nie! To nie jest prawda! Nie wierze panu… nie wierze! – krzyczałam czując jak do ust wlewają mi się słone łzy.
Wszyscy się na nas zaczęli patrzeć. Doktor próbował mnie uspokoić, ale mu się nie udało. Wyrwałam się z jego objęć i pobiegłam, tak szybko jak mogłam, w stronę wyjścia. Wybiegłam na ulicę i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Przez moment myślałam o samobójstwie, żeby wbiec na ulicę i wpaść pod samochód, bo nie mam już dla kogo żyć. Nagle sobie uświadomiłam, że mam dla kogo żyć. Przypomniałam sobie o moim kochanym psie, który został sam w domu i o swojej przyjaciółce. Wsiadłam jak najszybciej do autobusu i wróciłam do domu. Mieszkam w biednej dzielnicy, której bloki są szarobure i odrażające. Kiedy weszłam do mieszkania znalazłam mojego ojca leżącego na podłodze, a obok niego dwie puste butelki wódki.
- Znowu się upił i nie ma pojęcia co się stało. I tak go nigdy nie obchodziła mama i najważniejsza w jego życiu jest wódka. Nienawidzę go! Nienawidzę! – powiedziałam to w swoich myślach.
Otworzyłam drzwi do mojego pokoju. Przywitał mnie mój słodziak, Lord. Lord to mały York. Zamykam swój pokój, żeby mój ojciec nie znalazł nic wartościowego dla mnie i tego nie sprzedał, żeby zdobyć pieniądze na wódkę, i żeby nie zrobił krzywdy Lordowi. Zamknęłam się od środka i zadzwoniłam do Spenc.
- Halo? – usłyszałam jej ciepły głos.
- Spenc? – wydusiłam z siebie przez łzy.
-Lucy! Co się stało?! – zapytała przerażona.
- Mogę u ciebie dzisiaj nocować?
-Oczywiście! Przyjeżdżaj jak najszybciej!
-Dobrze – powiedziałam i się rozłączyłam.
Wzięłam swoją skórzaną torbę, wyjęłam z niej książki i zaczęłam się pakować. Spakowałam najbardziej potrzebne rzeczy. Pidżamę, ubranie na zmianę i książkę, bo pewnie nie będę mogła w nocy spać, więc będę czytać. Ubrałam Lorda w szelki i zapięłam smycz, bo go nie zostawię, przełożyłam przez ramię moją torbę i wyszłam. Poszłam na przystanek i czekałam na autobus. Kiedy przyjechał wzięłam Lorda na ręce i wsiadłam do niego.
-O… Dzień dobry Lucy. – przywitał mnie łagodnym, lecz przybitym głosem.
- Dzień dobry… - odpowiedziałam zasapanym głosem – Gdzie jest moja matka?
Doktor przyjął poważną minę i powiedział do mnie smutnym głosem:
- Lucy… jak ci to powiedzieć? – zaczął – Twoja matka… zmarła dziś nad ranem… Bardzo mi przykro.
Osłupiałam.
- Jak… jak to?! To… to nie możliwe! Nie! To nie jest prawda! Nie wierze panu… nie wierze! – krzyczałam czując jak do ust wlewają mi się słone łzy.
Wszyscy się na nas zaczęli patrzeć. Doktor próbował mnie uspokoić, ale mu się nie udało. Wyrwałam się z jego objęć i pobiegłam, tak szybko jak mogłam, w stronę wyjścia. Wybiegłam na ulicę i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Przez moment myślałam o samobójstwie, żeby wbiec na ulicę i wpaść pod samochód, bo nie mam już dla kogo żyć. Nagle sobie uświadomiłam, że mam dla kogo żyć. Przypomniałam sobie o moim kochanym psie, który został sam w domu i o swojej przyjaciółce. Wsiadłam jak najszybciej do autobusu i wróciłam do domu. Mieszkam w biednej dzielnicy, której bloki są szarobure i odrażające. Kiedy weszłam do mieszkania znalazłam mojego ojca leżącego na podłodze, a obok niego dwie puste butelki wódki.
- Znowu się upił i nie ma pojęcia co się stało. I tak go nigdy nie obchodziła mama i najważniejsza w jego życiu jest wódka. Nienawidzę go! Nienawidzę! – powiedziałam to w swoich myślach.
Otworzyłam drzwi do mojego pokoju. Przywitał mnie mój słodziak, Lord. Lord to mały York. Zamykam swój pokój, żeby mój ojciec nie znalazł nic wartościowego dla mnie i tego nie sprzedał, żeby zdobyć pieniądze na wódkę, i żeby nie zrobił krzywdy Lordowi. Zamknęłam się od środka i zadzwoniłam do Spenc.
- Halo? – usłyszałam jej ciepły głos.
- Spenc? – wydusiłam z siebie przez łzy.
-Lucy! Co się stało?! – zapytała przerażona.
- Mogę u ciebie dzisiaj nocować?
-Oczywiście! Przyjeżdżaj jak najszybciej!
-Dobrze – powiedziałam i się rozłączyłam.
Wzięłam swoją skórzaną torbę, wyjęłam z niej książki i zaczęłam się pakować. Spakowałam najbardziej potrzebne rzeczy. Pidżamę, ubranie na zmianę i książkę, bo pewnie nie będę mogła w nocy spać, więc będę czytać. Ubrałam Lorda w szelki i zapięłam smycz, bo go nie zostawię, przełożyłam przez ramię moją torbę i wyszłam. Poszłam na przystanek i czekałam na autobus. Kiedy przyjechał wzięłam Lorda na ręce i wsiadłam do niego.
Bardzo przepraszam, że tak długo trwało odkąd dodałam 1 rozdział. Ale oto jest 2 rozdział. :) Mam nadzieję, że wam się spodoba. Proszę piszcie komentarze, bo one bardzo motywują do dalszej pracy i dzięki nim wiem, że wam się podoba to co robię. :)