muzyka

sobota, 12 września 2015

Rozdział 5

- Aaaaaaaaa!
- Lucy?! Obudź się!
- Aaa...! - Obudziłam się z krzykiem.
- Co się dzieje?! - Spenc zapytała wystraszona.
- Miałam koszmar... - odpowiedziałam oddychając głęboko. 
- O czym? 
Nic nie odpowiedziałam, bo nie wiedziałam co. Spencer przytuliła mnie, a ja próbowałam sobie wszystko poukładać. Co to były za kreatury? Jestem cała? Gdzie moja mama? A no tak umarła...Nadal nie może to do mnie dotrzeć. 
- Sama nie wiem... Śniły mi się obślizgłe, bezkształtne, czarne kreatury, które mnie goniły i dorwały. Śniła mi się jeszcze moja mama...nie mogłam jej przytulić... - zaczęłam płakać.
- O Matko! Skarbie! Już wszystko dobrze. Jestem z Tobą. - pocieszała mnie moja przyjaciółka. 
- Nadal nie mogę uwierzyć w to że nie ma jej już tu ze mną na tym świecie...
Spenc nic nie odpowiedziała tylko głaskała mnie po głowie. 
- To straszne....nie mam już nikogo oprócz Ciebie i Lorda... Nie wiem co to by było gdybym Was jeszcze straciła. 
- Lu Ty Nas nigdy nie stracisz - pocałowała mnie w głowę. 
Siedziałyśmy chwilę w ciszy.
- Już wiem! - krzyknęła Spencer. 
- Co wiesz? 
- Wiem co będziemy dzisiaj robić - uśmiechnęła się do mnie. 
- Też wiem. Będę siedzieć w domu pod kołdrą i płakać w poduszkę użalając się nad sobą...
- Nie Moja Droga - wzięła mnie za ręce i podniosła z materaca - dzisiaj idziemy na zakupy! To Ci pomoże. 
- Słucham? Nie idę na żadne zakupy. Nie mam chęci, ani pieniędzy. 
- O pieniądze się nie martw. Wiesz, że moi rodzice traktują Cię jak moja siostrę i jak ich druga córkę, więc to oni zapłacą za zakupy. Więc idź już do łazienki i się ogarnij. Nie pójdę z zombie na zakupy. 
Poszłam do łazienki i byłam gotowa w 10 minut. Kiedy wyszłam moja przyjaciółka też była gotowa i wyglądała genialnie jak zwykle. Była ubrana w niebieską spódniczkę, białą koszulę z krótkim rękawem oraz czarne botki na koturnie, a jej pięknie, długie, blond włosy opadały na jej ramiona. Wyglądała cudnie. Ja natomiast byłam ubrana w bluzę za tyłek, która zakrywała dżinsowe szoty, a na nogach czarne trampki za kostkę, a moje czarne włosy, niby uczesane, były w nieładzie.
- Gotowa? - zapytała Spenc.
- Chyba tak- odparłam.
- No to idziemy! - powiedziała pełna entuzjazmu i złapała mnie za rękę.
Na przystanku czekałyśmy jakieś 5 minut na nasz autobus 33, a pod galerią byłyśmy wciągu 15 minut. W galerii było mnóstwo ludzi, a zwłaszcza młodzieży w naszym wieku. Nic dziwnego zaczęły się wakacje.
- Gdzie chcesz iść najpierw? - zapytała mnie Spencer.
- Chce już wracać do domu i ukryć się pod kołdrą przed całym światem.
- O nie Moja Droga! - złapała mnie za rękę - Dzisiaj szalejemy, próbujemy zapomnieć o wszystkich problemach i kupujemy wszystko co nam się spodoba! W drogę!
Najpierw weszłyśmy do Forever 21. Spenc powybierała mi jakieś ciuchy, nawet nie patrzyłam co, i kazała mi iść do przymierzalni. Nałożyłam na siebie czarne rurki z dziurami na kolanach i bordową bluzę.
- Super! Kupujemy to! - krzyknęła Spencer.
Uśmiechnęłam się. Mi też się podobały te ubrania.
Po przymierzałam jeszcze z kilka rzeczy i powybierałam te, które mi się podobają i poszłyśmy do kasy.
- A ty nic nie kupujesz? - zapytałam Spencer.
- Nic mi nie wpadło w oko.
- Aha. Dziękuję Ci Spenc.
- Za co?
- Za to, że jesteś i wiesz jak mnie pocieszyć nawet jak mam koszmarny czas w swoim życiu. Kocham Cię!
- Och Lu! - przytuliła mnie - Ja Ciebie też Kocham!
Zapłaciłyśmy za ubrania i poszłyśmy dalej szaleć. Po zakupowym szaleństwie postanowiłyśmy zrobić sobie przerwę. Zaszłyśmy do Starbucksa na kawę. Spenc zamówiła Mrożoną Caffè Mocha, a ja Mrożoną Caffè Latte.
- Zajdziemy do księgarni? - zapytałam mojej przyjaciółki.
- Jasne!
- To super! Chyba pierwszy raz kupię tyle ubrań - popatrzyłam na swoje torby z zakupami.
- Haha! To dobrze. Potrzebowałaś nowych ubrań.
Uśmiechnęłam się.
- Spencer...
- Tak Lu?
- Mogłabym zamieszkać u Ciebie do końca wakacji? Nie chcę wracać do domu, jeśli to wogóle można nazwać domem...
- Oczywiście kochana! Możesz zamieszkać do końca wakacji i dłużej!
- A nie będę przeszkadzać? Pewnie macie już jakieś plany na wakacje.
- Nigdy nie przeszkadzasz! Jeszcze nie wiem gdzie pojedziemy, ale jak wrócę do domu to powiem rodzicom, że zostajesz, więc na pewno zabierzemy Cię ze Sobą Kochana.
- Naprawdę?
- Tak!
- Dziękuję!
- Nie masz za co. Ty też byś to dla mnie zrobiła gdybym tego potrzebowała.
Po zrobionej przerwie z kawą poszłyśmy do księgarni.
- Dzień dobry - przywitała nas sprzedawczyni. - Mogę w czymś pomóc? Szukacie jakiejś konkretnej książki?
- Dzień dobry - odpowiedziałam - Nie, dziękuję.
Minęłam sprzedawczynie i poszłam na dział z książek kryminalnych. To mój ulubiony typ książek. Uwielbiam kryminały, nie rozwiązane sprawy. Wybrałam kilka książek, które mnie zaciekawiły. Kiedy wybrałam książki poszłam w stronę kasy. Nagle wpadłam na kogoś. Wszystkie książki wylądowały na ziemi razem ze mną.
- O Matko! Przepraszam bardzo! - usłyszałam głos osoby, na którą wpadłam - Nic Ci nie jest?!
Podniosłam głowę i ujrzałam chłopaka. Jego wyraz twarzy była bardzo zakłopotany.
- Nie nic mi nie jest - odpowiedziałam.
- To całe szczęście! - powiedział i pomógł mi wstać.
Uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił mój uśmiech. Schyliłam się i zaczęłam zbierać książki. Chłopak to zauważył i zaczął mi pomagać.
- Jak się nazywasz ? - zapytał.
- Lucy, a ty ?
- Toby. Miło mi Cię poznać Lucy - podał mi swoją rękę.
- Mi też miło Toby.
- Okey ja już muszę iść - powiedział - Do zobaczenia!
- Do zobaczenia!
Poszłam do kasy i wróciłam do mojej przyjaciółki.

Witam Wszystkich. Wracam po baaardzo długiej przerwie. Oto 5 rozdział opowiadania. Mam nadzieję, że wam się podobał. Zostaw po sobie komentarz, bardzo proszę! Chcę wiedzieć co myślicie o tym jak pisze. xoxo

wtorek, 16 czerwca 2015

Rozdział 4

    Siedziałam już pod kocem na miękkim materacu i obserwowałam jak moja przyjaciółka kręci się po pokoju. Nie potrafiła usiedzieć na jednym miejscu. Nagle się zatrzymała i podeszła do mnie. Usiadła na materacu i przybliżyła się do mnie. Bez chwili zawahania przytuliłam się i zaczęłam płakać.
- Wypłacz się. Dobrze Ci to zrobi. Ciii... - mówiła głaszcząc mnie powoli po głowie i przytulając do siebie.
Właśnie tego mi było potrzeba. Kogoś bliskiego do kogo mogę się przytulić i wypłakać, kogoś kto mnie wysłucha.
- Pamiętaj...masz mnie zawsze. - powiedziała Spenc.
Siedziałyśmy tak przez dłuższa chwilę zanim się uspokoiłam. Kiedy byłam już w stanie rozmawiać opowiedziałam wszystko od początku Spencer. Zaczęłam od tego co spotkało mnie w szpitalu. Leżałyśmy obok siebie na materacu i Spencer przytulała mnie. Była dla mnie wsparciem. Nie wiem co bym bez niej zrobiła.
- A gdzie poszłaś po tym jak do mnie zadzwoniłaś, że do mnie przyjeżdżasz? Nie było cię chyba przez 2 godziny ok kiedy do mnie zadzwoniłaś, a do mnie od ciebie się jedzie jakieś 15 minut.
- Byłam w parku....musiałam się uspokoić i przemyśleć wszystko...i spotkałam kogoś....
- Kogo? - Spencer wyprostowała się i spojrzała mi w oczy.
Milczałam przez chwilę. Myślałam o tym co się stało w parku.
- Lucy?!
- Spotkałam Daniela...
- Tego Daniela?! Daniela Lee?! Tego w którym się podkochujesz?!
Spencer nie mogła uwierzyć w to co właśnie powiedziałam. Z zachwytu wstała i usiadła przed mną. Widziałam jej błyszczące oczy z podniecenia.
- Tak. Spotkałam tego Daniela Lee. Tego, do którego nie mogłam nigdy powiedzieć głupiego "cześć".
- Opowiadaj dalej! Rozmawiałaś z nim?!
- Tak. I to przez dłuższą chwilę. Pomógł mi znaleźć Lorda.
- Lord się zgubił?
- Tak, ale całe szczęście się odnalazł. Nie wiem co bym zrobiła gdybym jeszcze go straciła.
Przytuliłam się do mojego psiaka. Spencer położyła się koło nas i też się przytuliła do nas.
- Idźmy już spać. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień. - oznajmiła Spencer.
Przytuliłyśmy się do siebie. Byłam bardzo zmęczona i zasnęłam bardzo szybko.

***
Biegnę przez las. Ciemny, czarny las. Nic nie widzę. Czemu biegnę? Uciekam przed kimś? Biegnę po coś? Naglę czuję coś zimnego i obślinionego na mojej noce. Odwracam się i widzę stado czarnych bez kształtnych kreatur które próbują mnie złapać. Staram się od nich uciec ale to na nic czuję je na moich placach. Biegnę i nie zauważając przepaści wpadam w nią. Spadam dość wolno i długo. Robi się coraz jaśniej. Ląduje na zielonej łące pełnej kwiatów. Oglądam się dookoła. Wszędzie kolorowe kwiaty i wolna przestrzeń.
- Lucy?
Odwracam się gwałtownie. Moim oczom ukazuje się moja mama. Uśmiechnięta, stojąca na własnych nagach, ubrana w swoje ulubione ciuchy moja mama.
- Mamo?
Uśmiecha się do mnie i wyciąga ręce aby mnie przytulić. Biegnę do niej i chcę ją już przytulić, aż nagle znika. Nie ma jej nigdzie. Rozpłynęła się, znikła jak kamień w wodę. Nie to  nie możliwe.
-Mamo....Mamo...- wołam ją, może mnie usłyszy i wróci - Gdzie jesteś?! Mamo?!To na nic nie ma jej. Upadam na kolana i zaczynam płakać. Zwijam się w kulkę. Nie wiem co robić. Czuję, że robi się coraz zimniej. Podnoszę głowę i widzę, że jestem w tym samym ciemnym lesie, w którym byłam wcześniej. Zauważam też te ohydne bezkształtne kreatury, które biegną w moją stronę. Wstaję i usiekam, lecz to na nic. Dopadają mnie.


Oto nareszcie jest kolejny rozdział. Nie było go tak długo, ponieważ nie miałam weny oraz szkoła mi nie pozwalała pisać, ale całe szczęście za chwilę WAKACJE!
Jak wam się podoba kolejny rozdział? Napiszcie w komentarzu. :) 


poniedziałek, 16 marca 2015

Hejka Kochani!
Mam do Was bardzo ważną sprawę! Jest taki świetny blog, na którym jego autorka pisze odjazdowe opowiadania! Jestem w nich zakochana! *.* Pewnie Wam też się on spodoba. ;) Więc odwiedzajcie go i czytajcie. :)
ZAPRASZAM!
http://good-or-bad-world.blogspot.com/


niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 3

    Wysiadłam z autobusu, lecz nie przed domem mojej przyjaciółki. Wysiadłam na przystanku przed parkiem. Postanowiłam, że za nim do niej pojadę to powinnam ochłonąć. Puściłam Lorda ze smyczy i poszłam przed siebie myśląc nad tym co się dziś stało. Starałam wszystko sobie wytłumaczyć i zrozumieć co się stało. Usiadłam zdeterminowana na ławce. Poczułam, że po policzkach płynął mi łzy. Starałam się uspokoić, ale wszystko na marne, bo znowu poczułam wielki przypływ smutku mnie przytłacza. Nagle poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Podniosłam głowę i zobaczyłam za załzawionych oczu wysoką postać. Przetarłam oczy i ujrzałam przed sobą chłopaka, ale to nie byle jakiego. To był Daniel.
-Co się stało? - zapytał mnie siadając obok.
Prze dłuższą chwilę zastanawiałam się co powiedzieć.
-To zbyt długa historia...i nie wiem czy bym chciała komuś obcemu o niej opowiadać...-odpowiedziałam niepewnym głosem.
Znałam się z Danielem, ale tylko z widzenia. Nigdy z nim nie rozmawiałam, aż do teraz. Tak wiem to głupie zakochać się w kimś kogo się wcale nie zna, ale jakoś tak wyszło.
-To może przyszła pora, żeby się poznać - uśmiechną się do mnie.
-Może... - odwzajemniłam uśmiech.
-Jestem Daniel Lee, miło mi Cię poznać. - przywitał się ze mną z dużym uśmiechem i podnosząc rękę w moją stronę na przywitanie.
-Nazywam się Lucy. Lucy James. - podałam mu rękę.
Uśmiechnęliśmy się do siebie.
-Masz psa? - zapytał mnie.
-Tak, skąd ty to...?
Pokazał na smycz, która trzymałam w ręce. Przypomniałam sobie o moim czworonożnym przyjacielu.
-Lord! - wrzasnęłam wstając z ławki i oglądając się do o koła siebie. Nigdzie go nie było.
Poczułam znowu dotyk ręki na moim ramieniu, ale teraz wiedziałam czyj.
-Gdzie on jest?! - zaczęłam płakać i nie wiedząc czemu przytuliłam się do wysokiego bruneta. On zamiast mnie odepchnąć, to mnie przytulił i zaczął głaskać mnie po głowie.
-Na pewno gdzieś tu musi być. Nie mógł daleko odejść. - zaczął mnie uspokajać - Pomogę ci go szukać. Chodźmy!
Wziął mnie za rękę i zaczął nawoływać mojego psa po imieniu, a ja razem z nim. O niczym innym nie myślałam oprócz tego, żeby mój czworonożny przyjaciel się znalazł. Nie mogłabym sobie wyobrazić życia bez niego, że zostałabym sama, bez nikogo.
 Szukaliśmy jakieś 15 minut, albo i dłużej. Już myślałam, że Lord uciekł ode mnie, aż nagle usłyszałam znajomy głos. obróciłam się i zobaczyłam mojego przyjaciela, który biegł w moją stronę wesoło szczekając i merdając ogonem. Zaczęłam biec, żeby go jak najmocniej przytulić. Daniel zdziwiony obrócił się i zobaczył mnie i Lorda szczęśliwych, że się wreszcie znaleźliśmy. Podszedł do nas i nic nie mówił tylko się uśmiechał.
-Gdzieś ty był mały?! Wiesz jak ja się o ciebie martwiłam?! Myślałam, że znowu kogoś straciłam! - mówiłam do Lorda, a on lizał mnie po twarzy ze szczęścia.
-Straciłaś kogoś? - zapytał zdziwionym głosem brunet.
Zastanowiłam się czy mu powiedzieć czy nie.
-Wolałabym o tym nie mówić....teraz...
Daniel nic nie odpowiedział tylko patrzył się na mnie swoimi czarnymi oczami.
-Ale pamiętaj nie jesteśmy już dla siebie obcymi. - mrugnął do mnie.
-Pamiętam. - uśmiechnęłam się.
Poczułam nagle jak telefon mi wibruje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon i zobaczyłam, że Spenc się próbuje do mnie dodzwonić. Przypomniałam sobie, że miałam do niej pojechać. Odrzuciłam połączenie i wysłałam jej SMS-a, że już jadę.
-Przepraszam, ale muszę już iść.
-No dobrze...- zasmucił się brunet - Ale zobaczymy się jeszcze?
-Na pewno w szkole po wakacjach.
-A poza szkołą? W te wakacje? 
-Może...
Zapięłam Lordowi smycz i poszłam w stronę przystanku. Pomachałam Danielowi na pożegnanie.
Kiedy przyszłam na przystanek mój autobus nadjeżdżał. Wsiadłam do niego i usiadłam na samym końcu. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że było to Daniel, chłopak w którym skrycie się podkochiwałam. 

Podobało się? Zostaw komentarz, bo to motywuje do tego, żebym pisała i dzięki temu wiem, że wam się podoba i chcecie ciąg dalszy. 
Starałam się, żeby ten rozdział był trochę dłuższy i mam nadzieję, że mi się udało. 
Chcę was jeszcze raz przeprosić że nie wstawiam tak często tych opowiadań i robię tak wielkie odstępy czasowe między rozdziałami, ale musicie mnie rozumieć...szkoła, a zwłaszcza że za miesiąc piszę test 6-klasisty to jest 2 razy więcej nauki i do tego jeszcze próbne sprawdziany. Więc przepraszam, ale postaram się poprawić i to jakoś pogodzić.
xoxo

 

sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 2



    Wysiadłam na przystanku 100 metrów od szpitala. Na miejscu byłam już po około 5-10 minutach. Kiedy weszłam do pokoju, w którym powinna leżeć moja mama był pusty. Łóżko czekało na nowego pacjenta razem z szafką nocną. Przeraziłam się. Wyszłam, żeby zobaczyć czy weszłam do dobrego pokoju i okazało się, że nie pomyliłam się. Zaczęłam szukać lekarza. Byłam cała roztrzęsiona, a po głowie chodziły mi najokropniejsze scenariusze. 
     Nagle wpadłam na lekarza doktora Richardsa, który opiekował się moją mamą.
-O… Dzień dobry Lucy. – przywitał mnie łagodnym, lecz przybitym głosem.
- Dzień dobry… - odpowiedziałam zasapanym głosem – Gdzie jest moja matka?
Doktor przyjął poważną minę i powiedział do mnie smutnym głosem:
- Lucy… jak ci to powiedzieć? – zaczął – Twoja matka… zmarła dziś nad ranem… Bardzo mi przykro.
Osłupiałam.
- Jak… jak to?! To… to nie możliwe! Nie! To nie jest prawda! Nie wierze panu… nie wierze! – krzyczałam czując jak do ust wlewają mi się słone łzy.
Wszyscy się na nas zaczęli patrzeć. Doktor próbował mnie uspokoić, ale mu się nie udało. Wyrwałam się z jego objęć i pobiegłam, tak szybko jak mogłam, w stronę wyjścia. Wybiegłam na ulicę i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Przez   moment myślałam o samobójstwie, żeby wbiec na ulicę i wpaść pod samochód, bo nie mam już dla kogo żyć. Nagle sobie uświadomiłam, że mam dla kogo żyć. Przypomniałam sobie o moim kochanym psie, który został sam w domu i o swojej przyjaciółce. Wsiadłam jak najszybciej do autobusu i wróciłam do domu. Mieszkam w biednej dzielnicy, której bloki są szarobure i odrażające. Kiedy weszłam do mieszkania znalazłam mojego ojca leżącego na podłodze, a obok niego dwie puste butelki wódki.
- Znowu się upił i nie ma pojęcia co się stało. I tak go nigdy nie obchodziła mama i najważniejsza w jego życiu jest wódka. Nienawidzę go! Nienawidzę! – powiedziałam to w swoich myślach.
Otworzyłam drzwi do mojego pokoju. Przywitał mnie mój słodziak, Lord. Lord to mały York. Zamykam swój pokój, żeby mój ojciec nie znalazł nic wartościowego dla mnie i tego nie sprzedał, żeby zdobyć pieniądze na wódkę, i żeby nie zrobił krzywdy Lordowi. Zamknęłam się od środka i zadzwoniłam do Spenc.
- Halo? – usłyszałam jej ciepły głos.
- Spenc? – wydusiłam z siebie przez łzy.
-Lucy! Co się stało?! – zapytała przerażona.
- Mogę u ciebie dzisiaj nocować?
-Oczywiście! Przyjeżdżaj jak najszybciej!
-Dobrze – powiedziałam i się rozłączyłam.
     Wzięłam swoją skórzaną torbę, wyjęłam z niej książki i zaczęłam się pakować. Spakowałam najbardziej potrzebne rzeczy. Pidżamę, ubranie na zmianę i książkę, bo pewnie nie będę mogła w nocy spać, więc będę czytać. Ubrałam Lorda w szelki i zapięłam smycz, bo go nie zostawię, przełożyłam przez ramię moją torbę i wyszłam. Poszłam na przystanek i czekałam na autobus. Kiedy przyjechał wzięłam Lorda na ręce i wsiadłam do niego.

Bardzo przepraszam, że tak długo trwało odkąd dodałam 1 rozdział. Ale oto jest 2 rozdział. :) Mam nadzieję, że wam się spodoba. Proszę piszcie komentarze, bo one bardzo motywują do dalszej pracy i dzięki nim wiem, że wam się podoba to co robię. :) 

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 1



  
 Ostatnia lekcja przed rozpoczęciem wakacji, historia. Profesor gada o jakiś historycznych dziełach sztuki, a ja odliczam minuty do dzwonka. Odliczam nie dlatego, że nie mogę się doczekać wakacji, bo wcale tak nie jest nie cieszę się na nadchodzące wakacje, ale tylko dlatego, że moja mama leży w ciężkim stanie w szpitalu, a co najgorsze mam tylko ją, bo mój tata już dla mnie umarł, nie istnieje. 
     Mój ojciec jest alkoholikiem i tylko co go interesuje to wódka i kasa żeby sobie ją kupić. Nie interesuje go, że mama leży w szpitalu i walczy o życie. Moja mama ma białaczkę i lekarze mówią, że wiele czasu jej nie zostało i że ma 20% szans na wyzdrowienie. Liczę na to, że jest mały promyk nadziei. Nareszcie zadzwonił dzwonek i wszyscy wybiegli budynku śmiejąc się i ciesząc że rok szkolny się skończył. Jedynie ja wyszłam bez żadnego entuzjazmu ruszyłam od razu na przystanek autobusowy. Czekając na autobus wyjęłam swój telefon z napisem na fioletowym etui „Death and Hope” oraz swoje słuchawki w kolorze ciemnego fioletu i zaczęłam słuchać muzyki . Po 15 minutach nadjechał mój autobus „24”. Wsiadłam i zajęłam moje miejsce na samym tyle przy oknie, za mną weszli inni uczniowie oraz chłopak w którym się zakochałam, Daniel. Kocham się w nim od 3 klasy gimnazjum. Chodzimy razem do klasy, ale on nawet nie wie o moim istnieniu. Nagle usłyszałam jak ktoś woła moje imię: 
-Lucy, Lucy! 
To była moja przyjaciółka Spencer. Zdjęłam słuchawki i krzyknęłam w jej stronę.
-Tu jestem Spenc! Usiadła obok mnie. 
-Bałam się, że odjechałaś bez mnie. Jestem taka szczęśliwa, że skończyłyśmy tę 2 liceum i będziemy razem w klasie maturalnej. 
Spencer była w odróżnieniu ode mnie żywiołowa i wszyscy ją lubili. Czasami się zastanawiam, dlaczego się ze mną przyjaźni, ale jak to się mówi „przeciwieństwa się przyciągają”. Autobus ruszył. -Jedziesz do mamy? – zapytała Spenc przerywając ciszę. 
–Tak. Nie chcę wracać do domu przed 16 i spotykać mojego ojca. 
–Jak chcesz to możesz dziś przyjść do mnie spać, a nawet na całe wakacje, może mieszkać u mnie. Jakoś przekona się moich rodziców, a to nie będzie trudne. 
– Dziękuję za propozycję, ale nie chce się wpraszać. 
–Zwariowałaś! – oburzyła się Spenc – Ty nigdy nie przeszkadzasz, ale to nigdy! Jesteś u mnie mile widziana zawsze i o każdej porze dnia i nocy! 
     Nic nie odpowiedziałam tylko się do niej uśmiechnęłam. Autobus się zatrzymał na przystanku Spencer. 
– To zadzwoń jak się zastanowisz. – powiedziała do mnie wysiadając i pomachała mi na pożegnanie. 
Odmachałam jej i nałożyłam słuchawki i zatonęłam w muzyce.

  
Jeśli ci się podoba i chcesz ciąg dalszy napisz w komentarzu swoją opinie. ;)